57. Madballs #1-10 (Marvel Comics, 1986-87)

Za komiksową serię Madballs odpowiada Marvel (któż inny?), a konkretnie imprint Star. Najpierw ukazała się mini-seria (3 numery), potem tytuł wydawano jako dwumiesięcznik (7 numerów). Fabularnie historyjka obrazkowa nie ma nic wspólnego z kreskówką. Madballs nie uciekły tu z innej planety, są wynikiem wypadku – zwykłe piłki wysypały się bowiem pewnego razu do toksycznego bajora w pobliżu laboratoriów R.U.I.N. (Research Unlimited in Nucleonics). Jest to z założenia komiks dla dzieci. Jeżeli czytaliście wydawanego u nas przez TM-Semic Alfa (również ze Star Comics) albo popularniejsze zeszyty z Egmontu (Kaczor Donald, Królik Bugs), to mniej więcej wiecie czego się spodziewać…

Wróćmy do naszych bohaterów. Dziwne Kule spotykają lokalny klan urwisów a potem przeżywają z nimi różne przygody. Michael Gallagher i Howie Post dostali za zadanie stworzenie komiksu reklamowego. W kolejnych numerach wprowadzane są więc nowe warianty piłek (druga seria, Super Madballs, Head Popping) – za każdym razem główną rolę gra wspomniane bajoro. Nowa postać? Wrzućmy coś do bajora. Nowa damska postać? Wrzućmy do bajora coś i kosmetyczkę. I tak praktycznie za każdym razem. Madballs to miejscami solidna rzemieślnicza robota. Przynajmniej pod względem rysunków. Ilustracje Posta są na przyzwoitym poziomie (już w latach 80. był weteranem branży), gorzej kiedy za całość odpowiada Gallagher. Wtedy jest źle-źle.

Przyzwyczaiłem się już, że w tego typu produkcjach najfajniejsze są złe charaktery. Nie inaczej jest w przypadku Madballs. Główny antagonista, Dr. Frankenbean to nic ciekawego – ot, klon Gargamela z nierozgarniętym pomocnikiem w typie serdecznego fajtłapy. Ale dwie postacie zapadły mi w pamięci. Poznajcie ich. Oto Pułkownik Kukurydza.

Film Dzieci Kukurydzy wszedł na ekrany w 1984 roku. Mój drugi ulubieniec to Anchor-man (taka gra słów, sprawdźcie sobie). Teenage Mutant Tomasz Lis.

Pojawiają się też obcy, piraci, wróżki, chińczycy, ośmiornice, łamigłówki, dużo reklam… Piłki cały czas latają w tę i z powrotem rozwiązując problemy w dość bezpośredni sposób. Podsumowując – przebrnąłem twardo przez połowę, potem było już coraz ciężej. Pod koniec po prostu wertowałem komiksy w poszukiwaniu smaczków. Zaaplikowałem sobie za dużą dawkę. To dobry zły komiks, ale wszystko należy przyjmować z umiarem. Młodszemu rodzeństwu dałbym do poczytania coś innego.

Na deser cross-over stulecia! Tak napisano na okładce, nie ma powodów żeby nie wierzyć wydawcy…

One response to “57. Madballs #1-10 (Marvel Comics, 1986-87)

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s