Kiedy blog wystartował pół roku temu, rozpoczęły się poszukiwania tematów na przyszłe posty. Nadal przytłacza mnie liczba informacji i skala moich zaległości, ale od czegoś trzeba zacząć. Nie będę kłamał – nie znałem Skeleton Warriors. To klasyczne kombo rodem z lat 90. 13 odcinków serialu animowanego, seria figurek, kilka numerów komiksu, gry i kolekcjonerskie karty. O wszystkim postaram się napisać w najbliższym czasie.
Akcja dzieje się na planecie Luminaire. Dzieci zaginionego władcy walczą z Baronem Dark o kontrolę nad potężnym kryształem i globem. Baron w wyniku swoich machinacji zmienia się (i swoich towarzyszy) w żywe szkielety, troje królewskich potomków zyskuje nadludzkie moce. Wtedy akcja rozkręca się na całego…
Ciekawostka. Jest to jedna z niewielu kreskówek, której tytuł wziął się od złych charakterów (o drugiej mi znanej, Inhumanoids, na pewno jeszcze napiszę).
Oczywiście idea szkieletów-wojowników nie jest nowa.
Jazon i Argonauci z 1963 roku.
Figurkowa gra bitewna Warhammer – regiment kościotrupów z armii Nieumarłych.
No i rzecz jasna Szkieletor. Wiecie, ten po lewej.
Oryginalne to to na pewno nie jest. W sumie serialowi, na pierwszy rzut oka, najbliżej właśnie do przygód He-mana. Twórcy, działając w duchu pierwszej połowy lat 90., chcieli żeby wszystkiego było więcej. Czy podołali zadaniu i wyszło z tego coś strawnego?
O tym przekonacie się czytając kolejne posty na temat szkieleto-wojowników. Póki co nie mogę przestać się zastanawiać nad tym, co kierowało projektantem postaci kiedy wymyślił kolce wystające z kostiumu Księcia Lightstara i czemu takiego elementu nie dostała jego siostra.
Recenzja zeszytów wydanych przez Marvel Comics już w sobotę!