Autor: Michał Felcenloben
Niewiele zespołów wzbudza we mnie mniej emocji niż KISS. Odpustowy imidż, ich „klawe” granie i cała ta otoczka gwiazd rocka zupełnie mnie nie przekonują. Jeśli chodzi o rzeczy związane z zespołem to film Detroit Rock City miał całkiem fajny klimat, poza tym wielkim fanem KISS jest Peter Griffin. W bożonarodzeniowym odcinku specjalnym Family Guya (szesnasty epizod trzeciego sezonu), Peter usiłuje obejrzeć w spokoju film KISS saves Santa, w którym członkowie kapeli próbują uratować (ze szponów Pterodaktyla) Świętego Mikołaja przy użyciu swoich rock and rollowych supermocy. Kiss meets Phantom of the park jest dokładnie takim filmem jak fikcyjna ta kreskówka z Family Guya.
Natrafiłem na niego przez przypadek. Byłem świeżo po obejrzeniu jednego z ulubionych filmów mojego dzieciństwa – The Golden Voyage of Sindbad (Harryhausen!) i chciałem sprawdzić trochę informacji o filmie. Od kliknięcia do kliknięcia trafiłem na listę filmów reżysera Gordon Hesslera (min. The Oblong Box na podstawie nowelki E.A Poe). W 1978 roku na zlecenie studia Hanna-Barbera Hessler stworzył wspaniale pokraczny film.
Akcja rozgrywa się w typowym amerykańskim parku rozrywki. Rollercoastery, wirujące filiżanki i setki roześmianych ludzi. Jedną z atrakcji stanowią androidy tworzone przez genialnego wynalazcę Abnera Devereaux, który steruje nimi ze swojej podziemnej siedziby. Abner jest rzecz jasna szalonym naukowcem porywającym ludzi i zamieniającym ich w bezmyślne maszyny, ale jego życie załamuje się kiedy dowiaduje się, że straci pracę. Jego pracodawca jest na tyle okrutny, że zabiera go na plac budowy olbrzymiej sceny dla Kissów, którzy mają zagrać w parku serię koncertów. Rock and roll w brutalny sposób niweczy dzieło jego życia i przekreśla wszystkie przyszłe plany.
W trzydziestej minucie filmu wreszcie pojawia się zespół, który wlatuje na scenę strzelając z oczu laserami i ziejąc ogniem. Tak jest, członkowie kapeli dysponują supermocami. W czasie tego elektryzującego koncertu Devereaux tworzy cyberkopię Gene’a Simmonsa, która walczy z ochroną i demoluje styropianowe stoisko z Colą. W międzyczasie dowiadujemy się, że ich moce pochodzą z Talizmanów zamkniętych w zgrabnej szkatule. Rockmani, usiłując rozwikłać zagadkę zaginięcia jednego z pracowników parku oraz tajemniczego ataku klona Simmonsa, natrafiają na bandę albinotycznych robo-małp. Walka z poruszającymi się z gracją kitowców małpami jest zacięta i brutalna o czym świadczą komputerowo generowane iskry sypiące się po ciosach. Właściwie jest to najciekawsza walka w filmie, bo dalej jest praktycznie identyczna walka z robo-samurajami oraz robotami z domu strachów (między innymi Frankenstein, Drakula). Jest jeszcze finałowa walka z androidami kaleczącymi na scenie kawałki Kissów. Zespołowi udaje się uciec z niewoli w podziemnym bunkrze Abnera i przy użyciu swoich nadprzyrodzonych zdolności skopać tyłki samym sobie na scenie.
Tego filmu nie udało mi się obejrzeć w jednym podejściu. Zaczynałem kilka razy, aż w końcu się udało.O Dużo kwadratowych dialogów, lasery, płomienie roboty i reklama parku rozrywki Six Flags Magic Moutain. I uniwersalne przesłanie o zagrożeniu jakie niesie ze sobą niedofinansowanie badań naukowych. Oglądałem wersję VHS, która od DVD różni się na przykład podkładem muzycznym w czasie walk. Na VHS w tle leciały klasyczne zapełniacze, w wersji zremasterowanej były to już piosenki Kissów. Jeśli ktoś jest fanem zespołu albo jest wyjątkowo cierpliwy powinien zmierzyć się z tym filmem. Przy okazji mam pewną teorię. Rolę jednego z ochroniarzy gra Brion Jones, który parę lat później wystąpił w Blade Runnerze jako replikant Leon. Czy Leon jest kopią ochroniarza? Czy korporacja Tyrella jest kontynuatorem pracy Abnera?
Kiss meets the Phantom of the Park
Stany Zjednoczone 1978
Reżyseria: Gordon Hessler
Wydanie VHS: Worldvision Home Video
Wow. Absolutnie MUSZĘ to obejrzeć!
Nie jestem fanem KISS ale po opisie fabuły widać że
to totalna miazga 🙂
Trochę mi zajęło namierzenie kopii ale w końcu zdobyłem i JEZUS MARIA co za film.
Tego się nie da na trzeźwo obejrzeć! Pierwsze 30 minut usypia lepiej niż prochy na sen a w kolejnych 30 człowiek nie wie, czy to na co patrzy naprawdę dzieje się na ekranie, czy to tylko halucynacje. Wow. Absolutna filmowa miazga. Jedno co mnie drażniło, to głos frontmana (chyba frontmana, ten co macha językiem). Był jak dla mnie absolutnie niezrozumiały.